Stepów czar.
Nie jestem w stanie powiedzieć
dlaczego ostatnio przez dłuższy czas nie obcowałem z projektami Romana Sajenki,
które wszystkie razem i każdy z osobna miały na mnie dość duży wpływ jako na
muzyka oraz na moje postrzeganie black metalu. Jakoś tak dziwnie na około rok o
nich zapomniałem, ale całe szczęście przypadek spowodował, że zapragnąłem odświeżyć
sobie najpierw Hate Forest, a potem Drudkh, przy okazji dowiadując się o nowym,
wydanym w 2012 roku, długogrającym albumie tego drugiego.
„Eternal Turn Of The Wheel” –
tytuł jakoś tak kojarzący się z wcześniejszymi dokonaniami Drudkh. Okładka
bardzo ładna, intrygująca swoją malarskością i ciekawie dobranymi kolorami.
Przejdźmy jednak do muzyki. Z góry chciałbym powiedzieć, ze analizowanie płyty
ścieżka po ścieżce nie ma sensu, bo cztery główne utwory (poza akustycznym
intrem „Eternal Circle”) z racji swojej długości i wzajemnej spójności prawie
nie dają po sobie poznać, że oddzielają je jakiekolwiek przerwy. Całość brzmi
niczym dobrze skonstruowany set koncertowy, a podział na ścieżki wydaje się być
na płycie tylko ze względów praktycznych. Nie jest to jednak bezlitosny monolit
ściany dźwięku jaki znamy np. z Hate Forest. Na „Eternal Turn Of The Wheel”
muzyka jest plastyczna, żywa i dynamiczna. Gitary co prawda dalej grane są akordami
na otwartych strunach (i bardzo dobrze!), za to perkusja jest niesamowicie
ciekawie zaaranżowana, bez zbędnych popisów, za to z użyciem wielu bardzo
dobrych pomysłów na użycie talerzy akcentujących, przeplatania trioli z
normalnymi wartościami czy nawet pojawiającą się w pewnym momencie zamianę
miejscami stopy i werbla.
Do tego dochodzi świetna
produkcja albumu. Jest to najlepiej brzmiący album Drudkh i jedna z najlepiej
wyprodukowanych płyt blackmetalowych jakie znam. Wszystko jest po prostu na
swoim miejscu. Perkusja żyje, jest dynamiczna i naturalna, gitary i bas są
idealnie wyważone zlewając się z partiami klawiszy, a wokal brzmi dobrze mimo
braku jakichkolwiek dubli i innych zabiegów. Nikt nie starał się na tej płycie
niczego przekombinować i właśnie to powoduje, że jest to tak bardzo dojrzały
album.
Po dwukrotnym przesłuchaniu „Eternal
Turn Of The Wheel” nasuwają się mi się następujące subiektywne refleksje:
- kiedy wydaje ci się, że
wchłonąłeś już tyle muzyki, że nic, co wydobywane z sześciu strun i bębnów nie
jest w stanie przyprawić cię o dreszcze…masz rację, tylko ci się wydaje
- po solidnym, długotrwałym
obcowaniu z wytworami ukraińskiej sceny blackmetalowej, norweskie, kultowe
zespoły (pomimo mojego oczywistego szacunku za stworzenie podwalin gatunku)
wydają się w większości jakimiś średnio udanymi, małoletnimi próbami tworzenia
tej muzyki
- Drudkh jest w najlepszej formie
w historii, mam nadzieję na jeszcze kilka płyt na takim poziomie
- najbardziej ogólna i chyba
najważniejsza refleksja: cudowne jest to, że doszliśmy do takiego miejsca w
muzyce jako sztuce, gdzie piękno i tworzenie plastycznych, przestrzennych
obrazów w wyobraźni słuchacza udało się
połączyć z tak wściekłą i bezkompromisową, ale kunsztowną grą na instrumentach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz