środa, 27 listopada 2013

Drudkh - Eternal Turn Of The Wheel [2012]



Stepów czar.

Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego ostatnio przez dłuższy czas nie obcowałem z projektami Romana Sajenki, które wszystkie razem i każdy z osobna miały na mnie dość duży wpływ jako na muzyka oraz na moje postrzeganie black metalu. Jakoś tak dziwnie na około rok o nich zapomniałem, ale całe szczęście przypadek spowodował, że zapragnąłem odświeżyć sobie najpierw Hate Forest, a potem Drudkh, przy okazji dowiadując się o nowym, wydanym w 2012 roku, długogrającym albumie tego drugiego.

„Eternal Turn Of The Wheel” – tytuł jakoś tak kojarzący się z wcześniejszymi dokonaniami Drudkh. Okładka bardzo ładna, intrygująca swoją malarskością i ciekawie dobranymi kolorami. Przejdźmy jednak do muzyki. Z góry chciałbym powiedzieć, ze analizowanie płyty ścieżka po ścieżce nie ma sensu, bo cztery główne utwory (poza akustycznym intrem „Eternal Circle”) z racji swojej długości i wzajemnej spójności prawie nie dają po sobie poznać, że oddzielają je jakiekolwiek przerwy. Całość brzmi niczym dobrze skonstruowany set koncertowy, a podział na ścieżki wydaje się być na płycie tylko ze względów praktycznych. Nie jest to jednak bezlitosny monolit ściany dźwięku jaki znamy np. z Hate Forest. Na „Eternal Turn Of The Wheel” muzyka jest plastyczna, żywa i dynamiczna. Gitary co prawda dalej grane są akordami na otwartych strunach (i bardzo dobrze!), za to perkusja jest niesamowicie ciekawie zaaranżowana, bez zbędnych popisów, za to z użyciem wielu bardzo dobrych pomysłów na użycie talerzy akcentujących, przeplatania trioli z normalnymi wartościami czy nawet pojawiającą się w pewnym momencie zamianę miejscami stopy i werbla. 

Do tego dochodzi świetna produkcja albumu. Jest to najlepiej brzmiący album Drudkh i jedna z najlepiej wyprodukowanych płyt blackmetalowych jakie znam. Wszystko jest po prostu na swoim miejscu. Perkusja żyje, jest dynamiczna i naturalna, gitary i bas są idealnie wyważone zlewając się z partiami klawiszy, a wokal brzmi dobrze mimo braku jakichkolwiek dubli i innych zabiegów. Nikt nie starał się na tej płycie niczego przekombinować i właśnie to powoduje, że jest to tak bardzo dojrzały album.

Po dwukrotnym przesłuchaniu „Eternal Turn Of The Wheel” nasuwają się mi się następujące subiektywne refleksje:

- kiedy wydaje ci się, że wchłonąłeś już tyle muzyki, że nic, co wydobywane z sześciu strun i bębnów nie jest w stanie przyprawić cię o dreszcze…masz rację, tylko ci się wydaje

- po solidnym, długotrwałym obcowaniu z wytworami ukraińskiej sceny blackmetalowej, norweskie, kultowe zespoły (pomimo mojego oczywistego szacunku za stworzenie podwalin gatunku) wydają się w większości jakimiś średnio udanymi, małoletnimi próbami tworzenia tej muzyki

- Drudkh jest w najlepszej formie w historii, mam nadzieję na jeszcze kilka płyt na takim poziomie

- najbardziej ogólna i chyba najważniejsza refleksja: cudowne jest to, że doszliśmy do takiego miejsca w muzyce jako sztuce, gdzie piękno i tworzenie plastycznych, przestrzennych obrazów w wyobraźni  słuchacza udało się połączyć z tak wściekłą i bezkompromisową, ale kunsztowną grą na instrumentach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz