środa, 14 września 2011

Dom Snów - Wiara [1994]

„Tutaj śmierć jest wyjściem i czai się na podłodze obok”

         Takimi wzbudzającymi dreszcze słowami wita nas w swoim świecie niejaki „Baton” i reszta dawno nieistniejącej już, malborskiej ekipy. Na zespół natknąłem się nieco przypadkiem, interesując się The Proof, które było supportem dla Closterkeller na Abracadabrze 2010. Okazuje się, iż tajemniczy „Baton” przed rolą z The Proof, w której mi się ukazał na koncercie, tworzył ów Dom Snów. Jest to jeden z tych projektów muzycznych, które trzeba wydzierać gdzieś z głębin przeszłości, nagrań szukać nie wiadomo gdzie, jednak kiedy już się uda, czeka nas zasłużona nagroda. 

         Wydana w 1994 roku taśma „Wiara” jest jednocześnie ostatnim wydawnictwem Domu Snów. Co na niej znajdujemy? Przede wszystkim specyficzny, dziwaczny klimat, który daje się we znaki już od samego początku seansu. Słuchając albumu ja osobiście mam wrażenie spacerowania po opuszczonym, nawiedzonym szpitalu dla obłąkanych, w którym nie wiadomo do końca co jest prawdą, a co złudzeniem. Każdy kolejny utwór przynosi coś niespodziewanego. Wędrujemy dalej, zaglądamy do zakamarków pomieszczeń, słyszymy różne historie, lecz niepokój nie ustępuje. Obłąkanie i tajemnica dominują w atmosferze, a co ciekawe, nie są budowane za pomocą całkowitego „mroku” i wzbudzają apetyt na więcej. 

         Technicznie, na początku wypowiem się o tekstach, bo to one bezsprzecznie stanowią bardzo ważny element muzyki chłopaków z Malborka. „Baton” zawiera w nich dużą część tego, co buduje wyżej opisany nastrój, lecz nie widzę w nich głębszego, „trzeźwego” przesłania. Po pewnym namyśle jednak, nie próbując niczego na siłę usprawiedliwiać, wydają one mi się świadomie stworzonym „wariackim bełkotem”, z którego czasami wyłaniają się proste, sensowne myśli, których normalni ludzie nie są w stanie dostrzec (najczęściej są to refleksje na temat religii). Zostawmy jednak teksty do własnej interpretacji każdemu słuchaczowi. Pochwała należy się za sam wokal, będący wręcz aktorski. Może bez specjalnych umiejętności, za to z ogromnym wczuciem brzmi, rzekłbym…przerażająco autentycznie. 

         Muzyka oparta jest na elektronicznej perkusji z urozmaiconymi brzmieniami, klawiszach i czasami riffach gitarowych, będących jednak ściszonymi, ledwie wyczuwalnymi. Jest bardzo zróżnicowana, co wpisuje się w opisaną wcześniej koncepcję. Każdy kolejny utwór przynosi coś nowego, nie ma ani grama powtarzalności, jednak zaskakująco wszystko tworzy dość spójną całość. Największe wrażenie robi na mnie chyba utwór „Bajka o ptaku – czarna wersja” z chwytliwym rytmem i poruszającym tekstem. Muzyka jest w nim swoiście ironicznie dopasowana do tekstu. Ostatni na trackliście „Dom” jest już całkowitą kulminacją obłędu i naprawdę warto do niego dotrwać, bo pełną siłę oddziaływania ma dopiero po pokonaniu całej „podróży”. Podróży przez Dom Snów, w którym nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Podróży, po której wydaje się, że w tym Domu faktycznie tylko śmierć jest wyjściem i pozwoli wyzwolić się z szaleństwa.

         Taką podróż polecam każdemu, kto jest chociaż odrobinę ciekaw tego, co tam znajdzie. Album dobry do słuchania w samotności, w odpowiedniej atmosferze. Właśnie wtedy, kiedy człowiek zostaje z nim sam na sam, zyskuje pełną siłę oddziaływania. Kto wie, może kiedy taśma dobiegnie końca, zostaniemy sam na sam z własnym obłędem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz