czwartek, 8 września 2011

Iubaris - Ars Sathanae EP [2011]

Bestia (prawie) ujarzmiona.

            Trójmiejska, undergroundowa scena blackmetalowa umarła i nikt nie kwapi się by ją wskrzeszać. Na jej zgliszczach ostał się jeden jedyny twój – awangardowe Iubaris. Jest to zespół, którego riffy, siłą rzeczy, po 5 czy 6 koncertach i przesłuchaniach demówek znam prawie na pamięć, także za sprawą tego, że na przełomie 3 lat działalności ich repertuar zmienił się nieznacznie. Niemniej zespół od początku bardzo przypadł mi do gustu i tak już zostało. Wieść o wydaniu EPki ze stałym, okrojonym zestawem utworów przyjąłem ze średnim entuzjazmem, byłem jednak ciekaw co z tego wyszło. Ciekawość czasami jednak popłaca. 

         Jako pierwszy utwór atakuje nas bardzo mocny „Antigod”. Wystarczyło 5-10 sekund, by mnie mocno zaskoczyć. Już od początku słychać, że na tym wydawnictwie (które de facto jeszcze wydane nie jest) Iubaris w końcu wykorzystuje cały swój koncertowy potencjał, a który ginął gdzieś na poprzednich nagraniach demo. Muzyka wreszcie żyje, emanuje energią i wściekłością. Wszystko brzmi selektywnie i przestrzennie. W następnym utworze („Rising Flame”) każdy dźwięk zna swoje miejsce w pozornym chaosie, co daje naprawdę imponujący efekt. Perkusja uderza ze wspaniałą precyzją, mogłaby być jedynie trochę bardziej urozmaicona, by bardziej pasować do gitar. Same gitary często uzupełniają się wzajemnie brzmieniami czystymi i przesterowanymi. 

         Pomimo całej mocy, jaką Iubaris wkłada w muzykę, twórczość ani trochę nie jest pozbawiona atmosfery. Riffy budują bardzo ciekawy klimat mistyczności i tajemnicy. Autorskie strojenie gitar i częsta gra na otwartych strunach nadają melodiom niesztampowego charakteru i „powietrza”. Szczególnie „The Journey” buduje pod tym względem niesamowitą aurę. 

         Jedna rzecz jednak według mnie działa na niekorzyść atmosfery krążka, mianowicie przejścia pomiędzy utworami. Piosenki aż proszą się o płynniejsze ich połączenie. W aktualnym wydaniu płyta brzmi trochę jak poglądówka utworów, a mogłaby tworzyć piękną całość. Piąty, ostatni, instrumentalny „Ars Sathanae” sprawdziłby się moim zdaniem lepiej w roli intra, którego brak jest odczuwalny. Zamykając utwory klamrą intro/outro i stosując płynniejsze przejścia, słuchanie płyty mogłoby przypominać czytanie książki i do utrwalenia w takiej postaci w mojej skromnej opinii, atmosferyczna muzyka Iubaris jest stworzona. 

         Podsumowując, pomimo osłuchania z utworami, „Ars Sathanae” jest jedną z najlepszych nowości, jakie mi ostatnimi czasy przeleciały przez ręce (uszy?). Marzy mi się pełnowymiarowy album z  pominiętymi na EPce utworami i złączony w bardziej płynną całość. Póki co pozostają mi kolejne przesłuchania płyty i oczekiwanie na dalsze sukcesy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz