piątek, 31 października 2014

Kiev Office - Statek Matka [2014]


Jak wycisnąć maksimum z minimum.


Jakieś kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałem przygodę z gitarowym graniem, chodził mi po głowie dość banalny dylemat – ile piosenek i płyt można napisać na gitary, perkusję i bas? Nawet teraz, podczas rozmaitych „kryzysów twórczych” dopada mnie ten dylemat i jak zjawa unosi się myśl, że może to już koniec i że może nie ma sensu robić i słuchać niczego nowego. Całe szczęście zawsze w porę pojawia się coś, co mówi mi, że to bzdura. 

Przyznam, że znam Kiev Office od kilku lat, ale przez większość tego czasu jakoś mi nie było z ich muzyką po drodze. Potem przewinęło i nawet spodobało mi się kilka kawałków z Antona Globby, ale całej płyty nigdy nie przesłuchałem. 

Statek Matka zaatakował mnie z Facebooka. Włączyłem pierwszy kawałek jakim jest „Biała Sierść” i…po kilku minutach miałem na dysku już pełen, zakupiony z Bandcampa album. Uderza przede wszystkim jak najbardziej pozytywna prostota i głębia. Dawno żadna płyta nie wywarła na mnie wrażenia: „to będzie kawał dobrej muzyki” kilkoma pierwszymi dźwiękami na gitarze. Kompozycje na całym krążku w większości należą do tych, które mocno zapadają w pamięć już po pierwszym przesłuchaniu, jednak daleko im do powielania utartych „przepisów na sukces”. Z niedawno czytanego przeze mnie wywiadu z Michałem Miegoniem – gitarzystą i wokalistą KO, swoją drogą niesamowicie pozytywnym i energicznym człowiekiem, zapadły mi w pamięć słowa, że niełatwo jest w dzisiejszych czasach napisać prostą, ale zapadającą w pamięć piosenkę gitarową. Po kilkakrotnym przesłuchaniu Statku Matki wiem już co dokładnie miał na myśli i wiem jak się to robić powinno. 

Album Kiev Office nie jest stylistycznie jednolity. Zauważalne są zmiany stylistyki, które idą w parze z różnorodnym brzmieniem. „Szary Mistyk” to chwytliwy, dość klarowny kawałek gitarowy, „Opat” zaskakuje tajemniczością i mrokiem, a „Po południu Mechowo” (niecałe 2 minuty) to przybrudzony punk. W wielu miejscach słyszalna jest niesamowita sprawność Miegonia w posługiwaniu się obszernym arsenałem efektów gitarowych. Niemniejszym talentem niż gra na gryfie jest używanie kostek w sposób świadomy i stylistycznie wyważony, co bardzo dobrze zostało tutaj ujęte. Partie basowe Joanny Kucharskiej są mocne i mają znaczącą rolę w muzyce Kiev Office, co jest jak najbardziej zrozumiałe i oczekiwane przy takim minimalistycznym instrumentarium. Zasiadający za perkusją Krzysztof Wroński imponuje swobodą i ekspresją gry (w szczególności na żywo).

Sposób w jaki Statek Matka została zarejestrowana i wyprodukowana także zasługuje na uwagę. Całość brzmi do bólu naturalnie i mocno na przekór obecnym trendom równającym większość elementów do „industry standards”. Brzmienia gitar jak z dobrze ukręconego wzmacniacza, perkusja jak prosto z „beczek”, wokale co najwyżej z jakimś psychodelicznym efektem. I wszystko to jednocześnie brzmi przebojowo i intrygująco. Bez dubli, bez nienaturalnej korekcji i kompresji. Wspaniale, że tak się jeszcze da. 

Dość słów – zostawiam Was ze Statkiem Matką, a sam zabieram się za zgłębiania wcześniejszej dyskografii Kiev Office. O lokalno-pomorskich smaczkach lirycznych się nie rozpisuję, bo najfajniej dostrzega się je samemu.