W życiu
każdego człowieka przychodzi czas, kiedy chce się coś zmienić. Nie zawsze jest
to racjonalne i czasami robione jest na przekór radom z zewnątrz. Każdy ma
jednak wolną wolę i robi, mniej lub bardziej to, co mu się podoba. Anneke Van
Giersbergen po odejściu z The Gathering raczyła nas płytami albo akustycznymi,
albo utrzymanymi w klimacie soft rock. W tym roku, jak widać, nagrywanie tych
samych piosenek po raz trzeci (wiem, uszczypliwość, wybaczcie) całe szczęście
nie przyszło jej do głowy i dostaliśmy nowy materiał.
„Everything
Is Changing” – tak brzmi, bądź co bądź, adekwatna nazwa albumu, który pewnego
sobotniego przedpołudnia wrzuciłem na odtwarzacz i pomknąwszy na spacer
przystąpiłem do przesłuchiwania. Wrażenia, co dziwne, jak na płytę ulubionej
wokalistki, były dość nijakie. Na płycie otrzymujemy
radosno-niezbyt-głęboko-refleksyjny pop-rock, okraszony głosem Anneke, który
nie bardzo ma okazję rozwinąć swoje skrzydła tak, jak w wielu poprzednich,
znakomitych nagraniach. Muzyka nie jest najgorsza, jednak brzmi dość bezpłciowo,
mdło, czasami bardzo niesmacznie kojarzy się z muzyką użytkową z np. reklam. Poprawiają to niektóre, całkiem dobre
elementy, jak np. dość „metalowo” brzmiące riffy z „Stay” i „Too Late”, czy
dobre kompozycje („1000 Miles Away From You”). Największą bolączką tej płyty
jest jednak to, że w tej muzycznej, przez większość czasu mętnej papce niknie
wspaniały głos. Jest to tym bardziej niedorzeczne, iż jest to płyta solowa.
Albumu
da się słuchać, jest melodyjny, lekki, lecz niestety pusty w środku. Mam
wrażenie, jakoby 39-letnia Holenderka wchodząc w tak nieprzyjemny okres życia
próbowała dodać sobie więcej przebojowości, „odmłodzić” się przez energetyczną
muzykę i proste (mówiąc szczerze, czasami banalne) teksty. Jest to może dobre,
ze względu na zmianę potrzeb i postrzegania pewnych spraw, jednak dla odbiorcy
przyzwyczajonego do naturalności i charyzmy dawnej Anneke, taki wizerunek i
taka muzyka mogą być, tak jak dla mnie, słabo przyswajalne. Znacznie lepiej
odnajdywałem się w metaforycznych, zawiłych tekstach z okresu The Gathering niż
w prostych lirykach o treści obyczajowej rodem z nieco bardziej ambitnego popu.
Podobną płytę w 2006 dostaliśmy od Liv Kristine. Może to taka naturalna
potrzeba wokalistek p 30-tce. Tytuł tej płyty ma dla mnie osobiście nieco gorzkie zabarwienie, zapowiada bowiem, że muzyki, jaką Anneke tworzyła kiedyś już nigdy nie dostaniemy z powrotem, gdyż przecież wszystko się zmienia.
Podsumowując,
poprzednie płyty akustyczne miały w sobie jeszcze „duszę” – to coś, co
pozwalało czuć, że jest to ta konkretnie wokalistka. Na „Everything Is Changing”
dostajemy mało wyrazistą muzykę, której po prostu da się słuchać gdzieś w tle.
To zdecydowanie za mało.
PS. Na dobrą sprawę, ze względu na przynależność gatunkową
ta płyta nie powinna była znaleźć się na łamach tego bloga. Znalazła się tu ze
względu na muzyczną przeszłość wokalistki, ciekawość słuchaczy na jej dalsze
losy oraz moją osobistą sympatię.