Nera w nowej odsłonie.
Agnieszka Górecka odpowiedzialna za kobiece wokale w bardzo
lubianym przeze mnie i nie do końca docenianym Darzamat postanowiła realizować
się solowo pod szyldem NeraNature. Czy to krok dobry czy nie – nie mi oceniać,
chyba trzeba by zapytać samą zainteresowaną. My możemy oceniać tylko efekty jej
pracy. Z wiedzą jedynie taką, iż nowa muzyka Nery jest łagodniejsza od jej
macierzystego zespołu i że zaangażowała do współpracy kolegę – basistę z
Darzamat przystępuję do odsłuchania płyty.
„Shattered” jest bardzo dobrym wyborem na pierwszy utwór,
jednym z najlepszych kawałków na płycie. Dość konwencjonalna struktura nie przeszkadza
w przyjemnym słuchaniu. Z kolei „Precious Now” zaczyna wytwarzać lekko
nieprzyjemną atmosferę niejasności brzmienia (zbyt wiele nałożonych głosów) i
nieciekawych melodii. Następnie sprawę ratuje cover zespołu Garbage „The World
Is Not Enough” (który to nota bene w oryginale stanowił ścieżkę dźwiękową do
filmu z Jamesem Bondem pod tym samym tytułem). Wplecenie tego utworu w takie
miejsce płyty jest nieco zaskakujące, ale według mnie – jak najbardziej
pozytywne. Niestety dalej, już praktycznie do końca krążka jest tylko gorzej.
Kolejne kompozycje prezentują mało ciekawe wykonanie dość sztampowego, no
właśnie – czego? Ni to rock gotycki, ni to pop rock. Wszystko dość wygładzone,
zdublowane, powiedziałbym radiowe. Teksty wydają się dość trywialnie, kiedy
śpiewa je wokalistka, która do tej pory kojarzyła mi się mistycznymi lirykami.
Z reszty płyty jedynie „Broken” słucha się całkiem ciekawie. Miejscami w
wokalizach w „Scar” słychać ślady po twórczości Darzamat, co w moich oczach
nieco ratuje NeraNature, reszta jest niestety mdła i niczym specjalnym nie
wyróżnia się z morza podobnych zespołów. Jest jeszcze coś. Miejscami, jak na
przykład w kończącym płytę „Someone” razi twardy akcent Nery, który dziwi mnie
tym bardziej, że z tego co wiem skończyła ona filologię angielską. Poza tym
przecież przez tyle lat w Darzamat śpiewała tylko po angielsku.
Podsumowując, zauważam u Nery podobny syndrom, jak u Anneke
van Giersbergen. Obie wokalistki w pewnym okresie życia zaczęły czuć potrzebę
grania muzyki łatwej w odbiorze i melodyjnej. Anneke poszła w zbyt popowym
kierunku, Nera zaś…hmm…może nie dobrała sobie właściwym kierunku, ale jej
solowy projekt nijak oddaje jej prawdziwy potencjał. Pozostaje czekać na
kolejny album NeraNature i mieć nadzieję, że coś się zmieni. Póki co, po dwóch
odsłuchaniach Foresting Wounds - mam dość.