Młodzieńczy duch w dźwiękach zaklęty.
Shoegaze to gatunek, który do tej pory kojarzony był przeze mnie z zapędami ku niemu
zespołów z pogranicza depresyjnego black metalu, takich jak Dopamine, Dernier
Martyr czy Alcest. Po pierwszym kontakcie ze Slowdive urzekło mnie w ich muzyce
coś, czego nie potrafiłem nazwać, ale jednocześnie coś, co już kiedyś znałem.
Po krótkim poszukiwaniu informacji i dowiedzeniu się, że to jedni z protoplastów
gatunku wszystko stało się jasne.
Souvlaki to pierwszy pełny album zespołu po który sięgnąłem.
Muszę zastrzec, że jedno przesłuchanie nie wystarcza, by w pełni poczuć o co w
muzyce Brytyjczyków chodzi. Od samego początku zespół pokazuje nam swoje
mgliste, nieprzeniknione, ale jednocześnie melodyjne i wielobarwne oblicze. „Alison”,
które swoją drogą jest jednym z najlepszych utworów na płycie rozpoczyna album
dając odrobinę nieco klarowności na zwrotkach, która – owa klarowność z biegiem
czasu zaniknie prawie całkowicie. „Machine Gun” z jakby ironicznym dopasowaniem
tytułu opada miękko zalewając nas kolejnymi warstwami modulowanych gitar,
syntezatorów i wokali. W niekonwencjonalnie balladowym „Here She Comes” mamy
okazję wyciszyć się przed psychodelicznym „Souvlaki Space Station”, który z
kolei wprowadza nas do chyba największego przeboju tej płyty – „When the Sun
Hits”. Pozwolę sobie subiektywnie stwierdzić, że utwór tak chwyta za serce, że
jest wręcz stworzony do bycia „osobistym” i łączyć się z konkretnymi
wspomnieniami. Od tego momentu płyta zwalnia i powoli prowadzi nas ku końcowi. „Dagger”
delikatnymi gitarami akustycznymi daje ostatni akord Souvlaki.
Odczucia po przesłuchaniu drugiego studyjnego albumu Slowdive
są u mnie pozytywne głównie dlatego, że płyta nie daje się w stu procentach
poznać. Kolaż dźwięków tworzy nieprzebyty krajobraz dźwiękowy jednocześnie nie
tracąc na melodyjności, trzymając wolne tempa i nie tworząc chaosu. Brytyjczycy
z Reading zawarli w tym wszystkim atmosferę nastoletnich marzeń i beztroski,
która jest jak najbardziej autentyczna, bo przecież wszyscy byli w bardzo
młodym wieku rozpoczynając karierę w Slowdive. Warto też wspomnieć, że Rachel
Goswell i Neil Halstead – dwie główne postacie zespołu znały się od wczesnego
dzieciństwa.
Souvlaki łatwe nie jest. Nie jest też dobrą płytą na każdy
moment, za to na pewno będzie idealne na wyciszający wieczór po całym dniu.
Jest to też płyta nieprzejrzana, która chyba nigdy się nie znudzi, bo nigdy nie
da się jej w całości poznać, tak jak nie da się poznać wszystkich tajemnic
młodości, która przemija. Ta wspólna cecha chyba właśnie łączy te dwie rzeczy i
czyni je „zaczarowanymi”.
Zacna recka, Mjolnirze! Aż ogarnę płytkę.
OdpowiedzUsuń