czwartek, 20 października 2011

Darzamat - Transkarpatia [2005]

Procesy, tortury, egzekucje…

         Zabierając się za symfoniczny black metal trzeba zaopatrzyć się w kilka rzeczy. Jest to między innymi porządny warsztat, odpowiednie osłuchanie, ale przede wszystkim bardzo dobry zmysł estetyczny. Odpowiednie połączenie pozwala uniknąć zbliżenia się do granicy kiczu, która w przypadku tego gatunku jest bardzo bliska, a także daje możliwość w miarę bezbolesnego dotarcia do gustów ortodoksyjnych zwolenników black metalu.  Niewielu zespołom się to udaje. W tej nielicznej grupie swoje miejsce ma z pewnością katowicki Darzamat.

         „Transkarpatia” to album z 2005 roku, wydany po dziesięcioletniej działalności zespołu, zatem też muzyka, jakiej się spodziewamy, powinna w założeniu trzymać poziom i być jako tako dojrzała. Co dostajemy? Na pewno kawał dobrego, solidnego i bezkompromisowego grania. 

         Płytę rozpoczyna symfoniczne intro „Sanguinarius”, po którym atakuje nas niesamowite „Vampiric Prose”, które w mojej opinii jest najlepszym utworem na płycie. Machina prowadzona wokalnie przez Nerę i Flaurosa, osadzona na solidnym fundamencie z perkusji i gitar, z klawiszami w tle miażdży wszystko na swojej drodze i pozostawia apetyt na więcej. Kompozycja utworu, jak i bardzo ciekawe rozłożenie wokali powodują, że aż ma się ochotę zapętlić utwór kilka razy.

Co do samego śpiewu, to owa drapieżna para fantastycznie się uzupełnia. Flauros po prostu solidnie wykonuje swoją robotę, za to Nera zdecydowanie odbiega od stereotypu wokalistki kojarzonej z takimi duetami. Wokalistki subtelnej, która wyciąga swoim sopranem wysokie dźwięki i mocno kontrastuje z growlem. Wokalistki, która czasami sama nie wie, co robi w zespole metalowym. Nera doskonale wie, co ma robić i robi to świetnie. Brzmi drapieżnie, mocno, zdecydowanie i dość nisko, nie tracąc przy tym niczego z kobiecości, czasami nawet, powiedziałbym, brzmi całkiem zmysłowo.

Słuchając dalej mamy „Hallucinations”, będące zwolnieniem z galopu z poprzedniej piosenki. Następnie niespodzianka – kolejne intro. Zadziwia taki układ ścieżek, możliwe, że „Inhumatus” oddziela kolejną część płyty od poprzedniej, nie będę wnikał, po prostu brzmi całkiem dobrze i nie odstaje od reszty. Następnie napotykamy „The Burning Times”, które dzisiaj stało się w sumie wizytówką zespołu i przerywnik w postaci opowiadania przez Nerę historii w „Letter From Hell”. Warto tutaj zaznaczyć, że album traktuje w dużej mierze o prześladowaniach czarownic w czasach Świętej Inkwizycji. Temat dość mocno wyczerpany, jednak „Transkarpatia” ujmuje go w taki sposób, że nie jest to nudne, a właśnie w owym „Letter From Hell” przekaz może nawet wzbudzać ciekawe emocje.

Po chwilowym uspokojeniu (muzycznym, nie duchowym) wraca bezkompromisowość ekipy ze Śląska. Warto wsłuchać się w grę perkusisty, który nie oszczędza podwójnej stopy, robi to jednak w przemyślany i ciekawy sposób. Na uwagę zasługuje też kilka ciekawych motywów kompozycyjnych z „Recurring Hell”. Trzecie intro poprzedza kolejne utwory: wypełnione mocą „Labyrinth of Anxiety”, klimatyczny i spokojny „Virus”, tajemnicze, zabarwione lekko orientalnie „The Old Form Of Worship” i urozmaicone „Tempted By Rot”. Album wieńczy „Tribute To…”, które buduje bardzo ciekawy nastrój i ładnie wygładza całe zamieszanie wywołane przez pędzące instrumenty. Jednak i tutaj czujemy emocjonalny niepokój, który znów ma na celu wczuć się w kobiety prowadzone przez kata na śmierć. Cóż…cel chyba osiągnięty.

Wrażenia po przesłuchaniu całej płyty są bardzo pozytywne. Na „Transkarpatii” wszystko jest poprowadzone solidnie i umiejętnie, z odpowiednim wyważeniem atmosfery i mocy. Wspomniana na początku recenzji estetyka została tutaj jak najbardziej zachowana. Można by jedynie życzyć sobie trochę lepszą spójność utworów na krążku, bo pomimo trzech intr, które chyba w założeniu miały wszystko scalać, odnoszę wrażenie lekkiego braku płynności. Bez wątpliwości jednak, „Transkarpatia” to album bardzo dobry, mogący być wyznacznikiem dla wielu innych zespołów, które zabierają się za takie granie. Wyznacznikiem tego, jak grać porządną muzykę i nie zamienić zespołu metalowego w kiczowaty teatrzyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz