sobota, 24 marca 2012

Vesania - God The Lux [2005]

Blackmetalowa destrukcja w industrialnej otoczce.

                Prowadzona przez Oriona Vesania na drugiej płycie studyjnej wyraźnie zmienia kierunek, w którym celuje swoją muzykę. Z symfonicznego black metalu w starym stylu zespół przemienia się w industrialną maszynę wojenną przywołującą w wyobraźni postapokaliptyczne wizje. Czy było to dobre posunięcie? Postaramy się ocenić.

                Zacznijmy od układu ścieżek (o ironio!). Wszystkie piosenki, jak na poprzedniej płycie przed własnymi tytułami określone są jako „Path I, II” itd… (zastosowano jedynie zmianę cyfr z arabskich na rzymskie), co zapewne służy podzieleniu płyty bardziej na części, niż na piosenki do słuchania osobno. Ponadto znajdujemy trzy interludy : Lumen Clamosum („światło hałaśliwe”; w utworze zaskakują ukryte pod elektronicznymi brzmieniami słowa modlitwy „Święty Boże, Święty mocny, Święty nieśmiertelny”), Lumen Funescum („światło zabójcze”) oraz Lumen Coruscum („światło migające”). Nadają one niewątpliwie klimatu oraz nieco wytchnienia pomiędzy naprawdę mocnymi kawałkami. Prócz tego, jako „Path XIII” dostajemy od Oriona i spółki 25:59 minut ciszy.

                Technicznie album jest bardzo dobry. Szybkie tłumione partie gitarowe wraz z perkusją brzmią jak napędzane przez szwajcarski zegarek. Zabójczy motyw z przechodzeniem w triole znajdziemy m.in. w „Path II. Posthuman Kind”. Baza gitarowo-bębniarska stoi na naprawdę wysokim poziomie i już sam ten fakt zachęca do zapoznania się z płytą. Znajdziemy tu zarówno blasty, jak i bardziej stonowane rytmy (np. „Path VI. Phosphorror” ).  Nie zapominajmy jednak, iż Vesania to zespół posiadający w składzie klawiszowca. Siegmar nie szaleje, nie gra popisowo, rozpościera jednak ładną aurę tajemnicy nad rytmicznym chaosem. Jeśli wszelakie wstawki z samplami również są jego zasługą, spisał się na medal. Na koniec mojej oceny pozostawiłem wokal Oriona, który mocno zmienił się od poprzedniej płyty. Nie jest to już wokal blackmetalowy, dopasował się raczej do postnuklearnej atmosfery krążka, dodano mu nieco przesteru, nie wieje od niego już taką dzikością, ale chyba taki właśnie głos pasuje to tej muzyki, choć subiektywnie wokal na „God the Lux” nie jest silną stroną.

                Podsumowując, płyta jest zrealizowana z rozmachem, posiada surowy, nowoczesny klimat. Łącząc to z ciekawą aranżacją i dobrym wykonaniem otrzymujemy kawałek interesującej i mocnej muzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz